Ciemna strona unijnych dotacji #2

Posted: niedziela, 18 maja 2014 by Unknown in
0

"Drogą fałszywego i niesprawiedliwego rozumowania, pod adresem ekonomistów padają zarzuty. O co się nas oskarża? O to, że odrzucając dotację, odrzucamy jednocześnie samą rzecz, która ma podlegać dotacji, że jesteśmy wrogami wszelkiego rodzaju działalności, ponieważ chcemy, by ta działalność była z jednej strony wolna, a z drugiej sama poszukiwała dla siebie zapłaty[...]
Ze wszystkich sił protestuję przeciwko tym oskarżeniom."
- Fredereic Bastiat, francuski polityk i ekonomista


Na wstępie - przepraszam za brak notek przez ostatnie kilka miesięcy - ale maturki nie wybierają(gdyby ta przerwa coś w ogóle pomogła...). Czuję już Wasz głód wiedzy i pragnienie poznania mojej opinii - w końcu Wam w tym ulżę. Temat bardzo bieżący - w końcu w ciągu 10 dni idziemy do urn, by wybierać naszych przedstawicieli w europarlamencie. Nie będzie tu żadnej agitacji politycznej - decydujcie jak uważacie, #cozatolerancja

Aż jestem zdziwiony jak bardzo ten cytat w nagłówku jest na czasie - bo zarzucono mi w komentarzach pod ostatnim artykułem na facebook'u dokładnie ten sam zarzut, który padał, jak widać, i w pierwszej połowie XIX wieku. No cóż, pierwiastek socjalizmu będzie zawsze siedział w człowieku. Ale od czego macie mnie? Tym oto wstępem zamierzam zakończyć ten drobny...felieton, artykuł? wykazujący szkody jakie wyrządzają nam unijne dotacje.

Zabrzmi to bardzo inteligentnie, więc - na początek przeprowadźmy 3 eksperymenty myślowe, jak to pięknie określa moja "Fizyka dla opornych"(też niewiele pomogła w maturach);




Jak dotacje niszczą wolny rynek

Wyobraźmy sobie dwie firmy - będę oryginalny i nazwę je firmą A i firmą B. Nie będę wnikał w jakiej branży działają - tak więc możecie założyć, że to eksport artykułów spożywczych lub produkcja gazetek pornograficznych. Fakt jednak faktem - firma A i firma B ze sobą konkurują. I robią to na w miarę równych zasadach(na ile to oczywiście w naszej pięknej ojczyźnie możliwe). Obie jednak zauważają jakie możliwości dają pieniądze z Unii - i tak sobie obie myślą;
"Hmm, mam opcję pozyskania darmowych środków unijnych - why not?"
Jednakże - psikus. Tylko firma A dostała dotacje(pamiętajcie, że dofinansowania to około 50% kosztów). Dlaczego? Przejrzystość podania? Pierwszeństwo ubiegania się? Kto wie. Zresztą i tak wszyscy nie dostaną dotacji/sprzętu, aż tak dobrze nie ma. Mniejsza więc o to. Tak więc firma A dostała dotacje, niech to będzie - pół miliona euro. Zwiększyła nakład naszych gazetek pornograficznych kilkukrotnie, stworzyła może i kilka miejsc pracy/rubryk w gazetce. Po pewnym czasie firma A zyskuje przewagę nad firma B - w końcu "money makes the world go around". Firma B zaczyna walczyć o przetrwanie. Dochodzi do wniosku, że jedyną opcją dla jej przeżycia są owe dotacje. Prosi o sprzęt, czy pieniądze. Chce wyrwać cokolwiek - w końcu udaje jej się dostać sprzęt, który jednak jest jej najmniej potrzebny. Jako, że wciąż musiała zapłacić 50% kosztów, a sprzęt ten użyła w niewielkim %-cie, natomiast Firma A już dawno odskoczyła - upadła. A wraz z nią 50-ciu ludzi straciło pracę.


Widzimy więc, że dofinansowania niszczą wolny rynek. Jak można oczekiwać, że którakolwiek firma mikro/mała/średnia wygra z inną, jadącą na dotacjach? Gdzie tu jest sprawiedliwość i uczciwa konkurencja? Firma, która przez lata budowała swoją markę, pomysłowością właścicieli, ciężką robotą pracowników upada z powodu widzimisię jakiegoś urzędnika






Jak dotacje nas zadłużają

Już w poprzednim artykule wspomniałem o pięknie brzmiącej polityce spójności. W założeniu ma niwelować różnice między jednostkami samorządu terytorialnego. Załóżmy więc, że te pieniądze idą na powiat X, który nie jest w stanie z własnych środków przysponsorować daną inwestycję. Unia jednak nie pokrywa całego przedsięwzięcia - wymaga od powiatu wygospodarowania minimum 30% wymaganych środków. Których, niejednokrotnie, powiat nie ma. Żeby jednak uniknąć medialnego pisku, krzyku, płaczu i afer w stylu "Kolejne miasto zmarnowało grube miliony/Darmowe środki unijne nie są w całości wykorzystywane" - burmistrz i zarządy powiatów biorą masowo pożyczki generując ogromny dług publiczny(a kto będzie narażał swoją karierę?). Załóżmy(przykład Rafała Ziemkiewicza), że gmina X zaciągnęła pieniądze na budowę Aqua Parku. Inwestycja ta przez jakiś czas funkcjonowała - ale jak już wspominałem, widzialna ręka urzędników nie robi tak dobrze jak niewidzialna ręka rynku, a państwowy(miejski) Aqua Park ma mniejsze szanse na utrzymanie się niż prywatna inwestycja - ponadto może wcale nie było popytu na taka usługę w naszym powiecie X - i powoli i sukcesywnie Aqua Park zaczyna być stratny. Trzeba było do niego dopłacać pieniądze. Z czym więc została gmina X? Z ogromnym długiem i ciągłym dofinansowaniem nierentownego Aqua Parku.



Jak dotacje nas uzależniają

Wszelka pomoc finansowa uzależnia. Nie wnikając czy w sposób formalny(choć ciężko wtedy mówić o stricte pomocy charytatywnej), czy moralny. W tym przypadku świetnie to ujął Pan Kamil Cebulski(dzięki +Igor Ziemiański za link artykułu :) ), który stwierdził, że najlepszym sposobem uzależnienia od siebie drugiego państwa jest właśnie...wysłanie mu darmowej żywności. W takim przypadku olbrzymia ilość produktu na rynku przyczyni się do spadku jej wartości poniżej kosztu wyrobu - efektem czego padnie większość lokalnych producentów. A co potem? Moc, potęga i władza nad światem - a przynajmniej tym państwem. Bo żadna władza nie będzie zadzierała z potencjalnym żywicielem jej ludności.

Dobrym przykładem na to jest własnie Ghana - która w 1960-ym produkowała 440 tys ton kako rocznie, w 78'ym - 270 tys. a w 80'ym - 225 tys, czy Mozambik, który jako producent orzechów nerkowców, w roku 1972 wyprodukował 216 tys. ton, by w roku 1985 - raptem 10 tys. ton




Czy rzeczywiście dotacje to jałmużna?

W ciągu moich 19-tu lat doszedłem do złotego wniosku, że niewiele wiem, w skali świata - pewnie nic. Natomiast jestem pewny jednego wniosku dotyczącego ludzkości - nie ma nic za darmo, a już na pewno nie w polityce. 

Według analizy Ministerstwa Rozwoju Regionalnego, że na każde euro dotacji państwa "Starej Unii" otrzymują z powrotem... 46 eurocentów, Niemcy - 85 eurocentów, Austriacy - 68, a Finowie - 50. Jest coś jednak o wiele ważniejszego i wartościowszego w tym - możliwość podbijania zagranicznych rynków, oraz rozwój firm. Już umowy w inwestycjach unijnych są obarczane(!) koniecznością zatrudnienia wykonawcy z kraju Starej Unii. Jak polskie firmy mogą dzięki temu się rozwijać?


Nie tylko byłoby, ale jest piękne

Na sam koniec postanowiłem umieścić treść komentarza do artykułu na portalu Profesora Rybińskiego. Jest to bardzo szczery apel pewnego użytkownika prowadzącego działalność gospodarczą, który prosi o jedną rzecz - możliwość swobodnego działania bez oczekiwania czyjejkolwiek pomocy.
Prowadzę małe przedsiębiorstwo (firma ISP, dostarczam internet).
Serce rośnie, jak mogę czasem przeczytać, że to nie jest tak, że to mi się wydaje, że prawo (w szczególności system podatkowy) stworzyli idioci. Dotychczas częściej spotykałem się z przekonaniami, że “tak musi być, bo tak jest najlepiej”, że “bez tego byłoby jeszcze gorzej” itp. Teraz widzę, że inni widzą to samo co ja.
I jeszcze jedno, trochę poza tematem. Chodzi o dofinansowania UE. W mediach (i przez to przez większość ludzi) są traktowane bezwzględnie pozytywnie. Jaka dobra ta Unia, że nam tyle daje. I to na innowacje. Tymczasem moja perspektywa jest taka. Straciłem tydzień czasu (ok. 7 dni roboczych) aby się dowiedzieć, że dofinansowania nie dostanę. Bo dofinansowania są po pierwsze dla cwaniaków, po drugie dla tych, którzy mają grubszą kasę (najlepiej powyżej 500 tys. zł) na inwestycje. Nie będę się rozpisywał o absurdalnym systemie punktowania wniosków i o tym, do jakich machlojek przekonywała mnie pewna pani (z firmy, która za 3000 zł i 3% od kwoty dofinansowania zajmie się kompleksowym przygotowaniem wniosku).
Podobno samorząd ma wziąć sprawy w swoje ręce, żeby Internet był tańszy i szybszy. Już się boję. Bo burmistrz, z którym się znałem przegrał i nie mam żadnych znajomości w urzędzie. I całkiem poważnie obawiam się sytuacji, kiedy samorząd da wsparcie innej lokalnej firmie (nietrudno tak napisać przetarg..) i będę musiał walczyć z konkurencją na unijnych dopalaczach.
Precz z dotacjami! Niech rząd po prostu nie zabiera mi pieniędzy, ja naprawdę wiem, w co inwestować.

Pozdrawiam,
#pstraq 

0 komentarze: