Ciemna strona unijnych dotacji

Posted: środa, 26 lutego 2014 by Unknown in Etykiety: ,
0

"O mój Boże, otrzymaliśmy w tym roku [wstaw ileś miliardów złotych] dotacji z Unii. Jesteśmy krajem, który jest największym ich beneficjentem! To sukces rządu! To sukces Polski! Od teraz nasze PKB skoczy jak w mordę strzelił! Dzięki tym dotacjom i TYLKO dzięki nim możemy się rozwijać. Viva la Union Europeene! Viva la Pologne!"
- Typowy euroentuzjasta

Dotacje z Unii Europejskiej. W wszelkich mediach są przedstawiane jako niezbędny warunek polskiego rozwoju i najlepsze co mogło nas zostać. Ponadto są jednym z typowych argumentów osób twierdzących o dobrobycie Unii Europejskiej. Można by wręcz spytać -
"o co Ci kur*a chodzi, gościu? Wszystko krytykujesz. Dobry kwit nie jest zły. Zwłaszcza gdy jest bezzwrotny". Spróbuję więc w tym artykule, którego inspiracją była wymiana komentarzy z Mateuszem w poprzedniej notce, rozwinąć dlaczego przyjmowanie pieniędzy z Unii jest niemoralne, bezcelowe, bezsensowne, a te rzekome ogromne miliardy nic nam, póki co, dobrego nie przyniosły - co więcej szkodzą one naszej gospodarce, hamując rozwój kraju.

(swoją drogą, jestem jedynym, który nie pomyślał na początku, że to są baloniki...?)


W tej części artykułu zajmę się mitami, w następnej - realnymi zagrożeniami.

Mit o ogromnej mocy, wielkości środków unijnych.

Czy aby? Jako #proudmatfizinf(kij, że tych ostatnich dwóch to ostatnio nie cierpię), przyjrzyjmy się wpierw może liczbom. W ramach pięknie brzmiącej, tak zwanej "polityki spójności" Polska otrzymała astronomiczną kwotę 73 miliardów złotych na lata 2014-2020. Dzieląc to przez siedem(dla niekumatych - ilość lat) wychodzi nam już nieco-mniej-astronomiczna-kwota 10 miliardów złotych na każdy rok. Czy jest to rzeczywiście tak dużo? Absolutnie NIE, Panie i Panowie. 10 miliardami to ja się nawet bym nie podtarł(no dobra, żartuję). A już na pewno nie zrobiłaby tego nasza gospodarka, z naszym Krajowym Produktem Brutto wynoszącym 375 miliardów złotych rocznie. Dla niej to jest marne 2,5 procent. Pamiętajmy też, że istnieje coś takiego jak składka członkowska, którą płacimy, a więc, wg. wszelkich analiz, ten przychód zmniejszy się dwukrotnie.

Nie przeszkadzało to jednak Panu Premierowi wygłosić patetyczny tekst; "To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu" (nawiasem mówiąc, na miejscu żony bym się obraził.



Darmowy "hajs" - czy aby? Mit korzyści unijnych dotacji

Pominę kwestię, że w latach 2007-2013 składka unijna wynosiła 25% dotacji unijnych. Sądzicie, że to jedyne koszta? Tak? To świetnie, lubię tę cyniczną satysfakcję, gdy niszczę komuś nadzieję. Za unijnym pieniędzmi idą wydatki, które musimy ponieść, by te dotacje wykorzystać. Choćby;
  • tysiące urzędników w ministerstwach, państwowych agencjach, samorządach, które zajmują się tylko i wyłącznie rozporządzaniem tych pieniędzy(Unia zaleca, by na każdy milion "unijny" przypadało 2,5 urzędników). Dodam, że Ci ludzie za darmo nie pracują, urzędy to nie Caritas.
  • koszty związane z przygotowaniem projektów - tych przyjętych i realizowanych(które więc mogą się zwrócić), ale także tych odrzuconych(których jest w cholerę więcej).
  • koszty związane z obligatoryjnym prefinansowaniem i współfinansowaniem projektów
Patrząc globalnie - te wszystkie koszty są większe niż przychody w ramach tych przewspaniałych dotacji. Polska na tym interesie traci, żeby nie powiedzieć wulgarniej. Ironicznie można powiedzieć - ha, ale są jednak tworzone miejsca pracy! Urzędnicy! I kto wie? Być może to jest strategia tego rządu - rozbudować jak najbardziej sektor państwowy, uzależniony od rządzącej partii - stały elektorat? Sprytnie, nie powiem. Ale już był wielokrotnie taki pewien system, gdzie praktycznie wszyscy pracowali w sektorze państwowym. Jak skończył - nie muszę mówić.


Unijna uczciwość

Prawda stara jak świat. Im większy czynnik ludzki, tym większa szansa na ewentualne patologie. Skoro zajmujemy niewidzialną rękę rynku, która jednak zwykle, w perspektywie długoterminowej, robi dobrze(bez skojarzeń) - ręką urzędników - to i będą przekręty. Tak, korupcja to problem dotyczący również wielkiej, świętej, postępowej Unii. W 2000-ym roku niemiecki dziennik "Die Woche" podał, że corocznie znika gdzieś od 4,71 do 8,6 mld euro. Mogę tylko powiedzieć - szkoda, że choć część z nich nie ląduje w mojej kieszeni, #polskiwilkzwallstreet


Polacy dostają najwięcej

Postanowiłem być sprytny i odwołać się do naszej dumy narodowej i wiecznego poczucia krzywdy, choć prawdę mówiąc, mało mnie obchodzi fakt, że wcale nie jest tak różowo jak to rząd rysuje(jak zwykle zresztą). Można powiedzieć, że "udaje nam się wynegocjować największe dotacje z państw członkowskich" to mantra wielu polityków, ekonomistów i dziennikarzy - i doskonała propaganda każdego rządu by zwiększyć sobie słupki poparcia. Tylko nikt nie wspomni o tym, że po prostu nie ma kraju, który niedawno wstąpiłby do Unii i mógłby dostawać większe środki od nas. Dlaczego? Bo jesteśmy krajem największym i najludniejszym. Jest to jednak pewnego rodzaju manipulacja, bo gdy spojrzymy na ilość funduszy przypadającej na 1-go mieszkańca - jest już dużo gorzej, #propaganda
  • Litwa - 2400euro/osoba(7,1 mld euro)
  • Słowacja - 2400 euro/osoba(12,7 mld euro)
  • Estonia - 2300 euro/osoba(3 mld euro)
  • Węgry - 2100 euro/osoba(20,7 mld euro)
  • Malta - 2100 euro/osoba(0,9 mld euro)
  • Polska - 1900 euro/osoba, wraz z Czechami(19,9 mld euro) i Chorwacją(8,2 mld euro)
Piąta pozycja, brawo! Ale tak serio, chciałbym żeby nasza reprezentacja w piłce nożnej kiedyś zajęła takie miejsce - więc uznajmy, że tragedii nie ma. 


Niwelowanie różnic regionalnych

Pięknie brzmiący frazes - w końcu jednym z głównych celów UE jest "niwelowanie tych różnic między bogatymi i biednymi - tak w skali kraju jak i konkretnych regionów"(swoją drogą - przypomina mi to pewien system, który chciał niwelować różnicę między bogatymi i biednymi - i w rzeczywistości wszyscy mieli mieć tyle samo - i wszyscy śmiesznie mało - pięknie się o tym wypowiedziała Margaret Thatcher - >TU< - 2-ga minuta). Jednak i na tym polu Unia daje konkretnie...ee, klapę. Wnioski z analizy wskaźnika PKB, wyrażonego w parytecie siły nabywczej w poszczególnych województwach, są niepokojące. - Pogłębiają się różnice między poziomem rozwoju poszczególnych regionów. Zamożne województwa rozwijają się coraz szybciej, ale uboższe zbyt wolno nadrabiają zaległości cywilizacyjne - pisał w październiku 2012 prof. dr hab. Jan Wiktor Tkaczyński, wykładowca Instytutu Europeistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Nieważne, że ch...źle - ważne, że wydajemy!

Podejrzewam, że nawet i ja bym mógł przymknąć oko na fakt korzystania z środków pomocy - pod warunkiem, że wydawalibyśmy je na rzeczy ważne, strategiczne i perspektywiczne. Życie pokazuje jednak, że ogromna część środków jest po prostu marnotrawiona na sprawy bieżące, zbędne wydatki. A czasem i błędne. Ironizując, "je*nijmy na każdej wsi lotnisko!" nie jest dobrym pomysłem. No, ale co poradzić - widzialna ręka urzędników nigdy nie zrobi tak dobrze jak niewidzialna ręka rynku.
(no ale nie bądźmy też ciągle tacy poważni)


Dotacje dobrze wpływają na naszą gospodarkę, są jedyną szansą rozwoju

Tym się zajmę w kolejnym artykule - zagrożeniami, które powodują te magiczne, rzekomo darmowe, $$$(raczej powinienem wstawić znaczek euro, ale nie chce mi się szukać). Na wstępnie zajmę stanowisko i powiem, że NIE - dotacje nie mogą wpływać dobrze na gospodarkę wolnorynkową, nie mogą być też uznawane za jedyną szansę rozwoju. ŻADNE PAŃSTWO nie stało się potęgą z powodu otrzymywania i pobierania pomocy. Najlepszym przykładem jest właśnie Botswana, która konstytucyjnie zakazała pobierania pomocy charytatywnej, o czym pisałem >TU<. Na sukces trzeba sobie zapracować. Ale nie będę się pozbawiał ciekawego materiału na kolejny artykuł, #staytuned

0 komentarze: